Ziarno przeszłości

Nasze życie nie polega na tym kim byliśmy, a kim jesteśmy. To nas kształtuje pozwala iść w dobrym kierunku naszej przyszłości.  W wielu z nas czasami przeszłość tak mocno zakorzenia się w naszych sercach, iż nie pozwala ruszyć do przodu. Pewne wydarzenia, które powinny być za nami mają ogromny wpływ na to jak traktujemy życie swoje i ludzi, którzy nas otaczają.

Dzisiejszy artykuł poświęcam przeszłości mojego bohatera. Troszkę o śmierci jego bliskiej osoby i całej przemianie tego co złe i smutne w dobro i miłość. Nasza korespondencja nie zaczęła się sympatycznie. Młody chłopak zawsze pisał do mnie, gdy coś pilnego miałam w prywatnym życiu. Jakby ktoś nam nie pozwolił naprawić złych emocji. W nim palił się lont kiedyś podpalony aż doszło do wybuchu. Troszkę agresji zostało wylanych na klawiaturę telefonu. Nie lubię wdawać się w kłótnie a wręcz wole pokojowo rozmawiać. Jakoś już z tego wyrosłam a może to macierzyństwo mnie nauczyło cierpliwości.

W chwili, gdy czytałam jego niezbyt miłe słowa poczułam się jakby ktoś mnie walnął patelnią w głowę mówiąc słowa

„Przepraszam, czy możesz jemu wreszcie pomóc.”

Zanim dałam odpowiedz wróciłam do początku jego wiadomości w złości za jego niezbyt miłą wiadomość. To właśnie wtedy doszło do mnie, że chłopak woła o pomoc a demony przeszłości za mocno wtrącają się w jego życie. Kilka lat temu zmarł jego Tata. Głowa rodziny który wszystko trzymał na swoim miejscu. Scalał te rodzinę. Pilnowałby zawsze wszyscy razem siadali i rozmawiali. Mój bohater artykułu nie chciał rozmowy z duszkiem ja w sumie tez nie za bardzo tego chciałam. Czułam, że ta śmierć tak mocno się zasiała w sercu, iż nikt tego nie zetnie tylko ona samu musi stoczyć te walkę.  Nie jest łatwo coś wytłumaczyć nam, gdy mamy ciśnienie awanturnicze a nasze emocje dolatują do planety Mars. Jednak skusiłam się na pogadankę, po odpowiednim troszkę lekkim utemperowaniu przeciwnika. Miły młodzieniec nakreślił mi jak to wszystko w nim głęboko siedzi. Związek się posypał i powolne trwanie w swojej samotności. Nikt nie zauważył, że to początek a może już depresja zaawansowana przynajmniej ja miałam takie odczucia. Nie jestem psychiatrą ani psychologiem, a więc trudno mi tu stawiać jakąkolwiek diagnozę. Nigdy też nie robię to są takie moje twarde zasady, o których moi czytelnicy dobrze wiedzą. Przeważnie zgłaszają się do mnie kobiety i z nimi jakoś mi łatwiej się rozmawia a tu był młody dżentelmen z tęsknotą i smutkiem w sercu dodatkowo załamana Mama obarczała go swoimi problemami. Miedzy słowami czuć było jego bezsilność. Musiałam coś zrobić by nigdy nie musieć go szukać w lesie czy w wodzie.

Z początkiem rozmowy twierdził, że on się już po tylu latach pogodził ze śmiercią

„… Myśli pani, że teraz się mi to odbija…” to dostałam na początku a teraz dalej.

„Pogodziłem się z jego odejściem… Fakt, było ciężko, bo sobie wmówiłem, że gdzieś pojechał i kiedyś wróci. Często stałem w oknie i patrzyłem czy czasami po 14ej nie idzie do domu, bo tak kończył prace.”

Wielu z was tak robi zamiast przepracować śmierć bliskich, nawet pozwolić sobie na łzy czy krzyk rozpaczy. W tym konkretnym przypadku żal chciał się wydostać, mimo iż był zamknięty gdzieś na samym dnie jego serca.

Poprosiłam najpierw by odwiedził go na cmentarzu, troszkę miał do przejechania kilometrów, ale dał rade. Między czasie musiał napisać list do siebie sprzed okresu tych przykrych wspomnień. Czemu ktoś z was zapyta? Chodziło o wypuszczenie emocji, ale też o uzmysłowienie sobie samemu tej tęsknoty. Nie chciałam by list był pisany od razu. Miał na to czas nieograniczony, sam musiał to z siebie wyciągnąć by dać sobie szanse na wejście w nowy etap.

Minęło kilka dni młodzieniec był w odwiedzinach u niego, ale dopiero po powrocie do domu pierwsze łzy spłynęły po policzkach.

„Pani Kamilo pojechałem dzisiaj na cmentarz. Zapaliłem wkłady, postałem, pomodliłem się…

Wróciłem do domu i wybuchłem płaczem. Dusiło mnie po drodze a w domu poszło” odpowiedziałam tylko słowem „Wreszcie”. To był jego ogromny krok w lepszy czas który był przed nim. W tedy przed oczami stanęła mi moja znajoma koleżanka, o której pisałam wam. Możliwe, że pamiętacie baloniki wysłane do nieba. To takie wasze pożegnanie. Każdy inaczej musi zamknąć etapy w życiu.

W dalszej korespondencji zapytałam o list jakbym czuła podświadomie, że jest gotowy by przelać swoje uczucia na papier. Zacytuje wam dokładnie jaki sens miał mieć ten list.

„… Bo musi pan się zmierzyć z samym sobą. Musi pan samego siebie opierdzielic, bo w złą stronę tamten (Imię ukryte) poszedł.

 Pan, jako jakby starszy brat musi go ratować.”

Nigdy nie chciałam czytać tego listu i o tym też wspomniałam w naszych wiadomościach. To było tylko jego i tak miało pozostać. Mimo wszystko dobrze wiedziałam co w nim się znajduje. Emocje wypuszczone i przelane na papier. Ta cała złość gromadząca się latami miała szanse zostać zniszczona.

Następny etap całego procesu wymagał też pełnego zaangażowania mojego bohatera. Zapytałam, czy ma tam pole gdzieś w oddali tak by przez moment mógł być sam. Odparł, że tak, więc się umówiliśmy na wolny termin by zrealizować wszystko do końca. Poprosiłam o zabranie łyżki ze sobą w celu wykopania dołku. Miał spalić ten list po głośnym przeczytaniu a dołek do zasypania nikt z nas nie chciał wywołać pożaru. Była połowa października niby powinno być deszczowo jednak lepiej dmuchać na zimne. W tedy to pierwszy raz rozmawiałam z nim przez telefon. Tam na polu, gdzie nawet wiatr słychać było w słuchawce. Musiał przeczytać ten list głośno i spalić. Na czas czytania wyłączył mikrofon. Ja dalej nie chciałam znać tej treści.

Minęło cztery długie dni od naszej rozmowy ja powoli zaczynałam się martwic o niego. Nie jest łatwo zmierzyć się z własnym bólem a dodatkowo go jeszcze pokonać. Jak przyszło mi powiadomienie o jego wiadomości miałam dusze na ramieniu. Pozwolę sobie przytoczyć tu znowu jego wiadomości

„Pani Kamilo, jak ręką odjął.

Śpię jak niemowlę w nocy, bez nerwów

Nie nakręcam się, że coś za mną chodzi, że coś mnie męczy

Dziękuję!

Pani Kamilo, w jaki sposób się rozliczymy?” nie mogłam inaczej odpowiedzieć jak słowami które zawsze nosze w sercu

„proszę iść do przodu i szerzyć dobro”

Mój rozmówca co jakiś czas się odzywał do mnie opisując jak to w wspaniały sposób zaczyna iść przez życie. w połowie grudnia zamilkł. Z niewiedzy nawet zaczęłam się martwic troszkę. To okres świąteczny i każdy z nas jest zabiegany a ja cierpliwie czekałam. Nie spodziewałam się jednak jego wiadomości sprzed kilku dni. Pozwolicie, że znowu zacytuje tu jego słowa.

„Powiem Pani, że to co mi Pani na koniec ostatniej rozmowy napisała …. Tak mi utkwiło ze masakra, oczywiście na plus

Dzieciom robiliśmy paczki na onkologie. WOŚP

… szlachetnej paczki opiekujemy się starszym schorowanym panem…

Mam siłę pani Kamilo. Ktoś musiał mi oczy otworzyć, a zrobiła to pani”

Nic dodać nić ująć a jednak z tego co wiem to nasz bohater ma zamiar dalej pomagać u siebie w mieście. Wiem co mówię idzie jak burza w swoich działaniach. Ja skromnie podglądam go z ukrycia troszkę by szepnąć mu dobre słowa, gdy dopadną go chwile zwątpienia.

Każdy z was powinien napisać taki list. Emocje przelać na papier. Tylko warto być na to gotowym. Wiele się słyszy o samobójstwach. Wiele rodzin nie może się z tego otrząsnąć latami. Prawda jest taka, że depresja każdego może spotkać. Nie bójcie się o tym mówić, łzy też nie są złe pozwalają oczyścić to co głęboko w nas siedzi.

Dziś wysłałam do niego fragment artykułu. W skrinie jest zawarte ostatnie słowa podziękowania. To moja wisienka na samym końcu.

Trzymaj się młody człowieku, czyń dobro w imię miłości i w wdzięczności. Wiem, że dasz rade a Tato wiem jest tam dumny. Będąc w świetle z dumą pokazuje wszystkim mówiąc Tak to mój wspaniały syn.

W artykule zawarte są oryginalne wiadomości korespondencji.